Przeżyła, bo oszukała porywacza – Lisa McVey | 248.

Share on facebook
Share on google
Share on twitter
Share on linkedin
Share on facebook
Share on google
Share on twitter
Share on linkedin

W listopadzie 1984 roku 17-letnia mieszkanka Florydy Lisa została uprowadzona, gdy wracała do domu późną porą. Sprawca związał ją. Nie była w stanie stawić mu żadnego oporu. Porywacz przewiózł dziewczynę do swojego mieszkania. Tam rozpoczęła się wielogodzinna gehenna nastolatki. Ofiara nie miała jednak żadnego zamiaru pozwolić się zabić. Rozpoczęła ze swoim oprawcą psychologiczną grę o własne życie.  

 

Lisa McVey

Lisa McVey uwielbiała kryminały. Czytając, słuchając lub oglądając o zbrodniach – szczególną uwagę zwracała na pracę śledczych związaną z poszukiwaniem osób zaginionych. Nigdy jednak nie przypuszczała, że zdobyta w taki sposób wiedza mogłaby się jej kiedykolwiek przydać. A już na pewno nie pomyślała, że pewnego dnia uratuje jej życie.

Jej życie już od samego początku było naznaczone pasmem nieszczęść. Ojciec praktycznie się nią nie interesował. Nie pomagał w jej wychowywaniu. Uzależniona od alkoholu i narkotyków matka także nie potrafiła wywiązywać się z rodzicielskich obowiązków tak, jak powinna.

Tampa na Florydzie. Tu na świat w marcu 1967 roku przyszła Lisa

Gdy ojciec na dobre zniknął z domu, matka z córką straciły dach nad głową. Na szczęście dziewczynką zainteresowała się opieka społeczna. Dziecko trafiło najpierw do jednej rodziny zastępczej, później do drugiej. Ostatecznie postanowiono, że Lisa powinna być wychowywana przez kogoś z rodziny. Tym kimś była jej babcia. 

Dziewczyna miała 14 lat, gdy do niej trafiła. Ale kobieta nie była sama Razem z nią w domu mieszkał jej partner Morris. Mężczyzna, który mógłby być jej dziadkiem – od samego początku wykazywał niezdrowe zainteresowanie Lisą. Dziwnie na nią patrzył, jeszcze dziwniej dotykał. Pewnej nocy zakradł się do jej pokoju. Po wejściu do jej łóżka przystawił nastolatce pistolet do głowy. Kazał być cicho i nie wzywać pomocy. Wtedy zgwałcił ją po raz pierwszy.

W ciągu trzech następnych lat jego nocne wizyty powtórzyły się wielokrotnie. Żadna osoba z jej najbliższego otoczenia niczego nie zauważyła. Tak przynajmniej wszyscy później twierdzili. Jeśli ktokolwiek domyślał się, że Lisie dzieje się w domu krzywda – nikt nie zareagował. Pozbawiona wsparcia nastolatka z dnia na dzień radziła sobie coraz gorzej.

 

Utracone nadzieje

Po skończeniu siedemnastu lat znalazła pracę na pół etatu. Po lekcjach meldowała się w cukierni. Było to dla niej potrzebnym, choć jedynie połowicznym wyzwoleniem. Co prawda – dużo mniej czasu spędzała w domu. Nie musiała patrzeć jak babcia i jej partner – obściskując się i śmiejąc – udawali idealną rodzinę. Jednak wieczorem musiała wracać do domu. I doskonale wiedziała, kto będzie na nią czekał w jej pokoju.

Pracując odkładała każdego zarobionego dolara. Miała nadzieję, że pewnego dnia uda jej się uciec z tego piekła i zacząć zupełnie nowe życie. Bez bólu, krzywd i cierpienia. Choć na co dzień starała się robić „dobrą minę do złej gry” – jej znajomi z pracy przeczuwali, że w jej życiu dzieje się coś bardzo niedobrego

– Było widać, że coś ją trapi. Nie chciała nam jednak powiedzieć o co chodzi. Nikt z nas nie wiedział, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami jej domu. Wiedzieliśmy, że historia tej rodziny nie jest za ciekawa. Matka uzależniona od alkoholu i nie tylko. W dodatku wylądowała na ulicy i później nie interesowała się losem swojego dziecka. Ale nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak to wszystko było pokręcone. – mówi znajomy Lisy

Lisa zarabiała bardzo niewiele. Pieniądze wystarczały jej zaledwie na podstawowe potrzeby. Nadzieja na nowe życie szybko zgasła, a wtedy 17- latka wpadła w depresję. Nie była w stanie dłużej znosić molestowania seksualnego. Nie wiedziała jednak, jak to wszystko zakończyć. Domyślała się, że nikt z rodziny nie stanąłby za nią murem. Nawet jeśli stanowczo sprzeciwiłaby się swojemu oprawcy. Zresztą była przekonana, że jej babcia i tak o wszystkim wiedziała, a mimo to nigdy odpowiednio nie zareagowała.

W pewnym momencie nastolatka nie wytrzymała. Postanowiła, że sobota 3 listopada 1984 roku będzie ostatnim dniem jej życia. Nie mogąc uciec ze swojego domowego piekła, podjęła decyzję o popełnieniu samobójstwa.

 

Porwanie Lisy McVey

Piątek spędziła w pracy. Sprzedając ludziom pączki planowała, co zrobi po powrocie do domu. Chciała użyć broni partnera babci. Mężczyzna wielokrotnie wymierzył nią w jej głowę. Groził, że jeśli wyda z siebie jakikolwiek dźwięk, to ją zastrzeli. I właśnie w taki sposób postanowiła się zabić – strzelając sobie w głowę. 

Przed wyjściem z pracy napisała na kartce kilka słów do najbliższych. Tych, którzy najbardziej ją zawiedli. Wyraziła w nim swój ból i gniew. Opisała wszystkie negatywne emocje, które jej towarzyszyły. Był to list pożegnalny. Tłumaczący, dlaczego zdecydowała się na tak dramatyczny krok. Zamierzała zostawić go na kuchennym stole. Tak, aby – już po fakcie – znalazła go jej babcia.

Tego dnia nieoczekiwanie koleżanka poprosiła ją o zastępstwo. Poszła więc do pracy na drugą zmianę. Do domu wyszła znacznie później niż przypuszczała. Około drugiej w nocy wsiadła na swój rower i odjechała. Kiedy po przejechaniu kilkuset metrów na chwilę się zatrzymała – poczuła, że ktoś zaszedł ją od tyłu. Zdecydowanym i silnym ruchem przewrócił na ziemię. Wtedy zaczęła krzyczeć.

„Usłyszała męski, lodowaty głos. Kazał jej się zamknąć. Groził, że jeśli tego nie zrobi – to odstrzeli jej łeb. Nie pierwszy raz słyszała takie groźby pozbawienia życia. Przecież od trzech lat wielokrotnie powtarzał je partner babci. Dziewczyna, która wcześniej postanowiła się zabić, nagle uzmysłowiła sobie, że tak naprawdę chce żyć. Ze spokojem odpowiedziała, że może zrobić z nią co chce, byle tylko jej nie zabijał”.

 

Napastnik miał wobec niej pewne zamiary, o których Lisa McVey nie zdawała sobie jeszcze sprawy. Po chwili leżała związana w jego samochodzie. Miała zasłonięte oczy. Tak, aby nie mogła zobaczyć, dokąd jadą. Porywacz przewiózł dziewczynę do swojego mieszkania. Wtedy zaczęło się prawdziwe piekło. Kilkukrotnie ją zgwałcił, w wyjątkowo brutalny sposób. Dziewczyna już nie raz została seksualnie wykorzystana, ale jej nowy oprawca robił to bez opamiętania. W dodatku zapowiedział, że po wszystkim i tak ją zabije. Nie miała złudzeń. Wiedziała, że nie żartował…

Czy Lisa McVey przeżyła spotkanie z mordercą?

Odcinek 248 jest już na Spotify i w innych aplikacjach z podcastami

Ominął Cię poprzedni odcinek? Sprawdź tutaj.

Słuchaj podcastów na: