Często słyszymy o przestępcach, którzy podstępem wchodzą do mieszkań, aby dokonać kradzieży. Czasami do wzbudzenia zaufania wystarczy tylko roboczy strój i odpowiednio dobrany rekwizyt. Bo co to za problem ubrać czapeczkę z logo firmy kurierskiej albo nałożyć na siebie roboczą kurtkę, w której wygląda się jak typowy fachowiec. Każdy może to zrobić, a to w wielu przypadkach wystarczy, aby wejść na chwilę do środka.
Dziś chcę opowiedzieć właśnie o takiej sytuacji, o przebierańcach, którzy wykorzystując podstęp, wdarli się do pewnego mieszkania na Śródmieściu w Warszawie.
ANDRZEJ Z POPRAWCZAKA
Andrzej L. miał nieco ponad trzydzieści lat. Pochodził z wielodzietnej rodziny. Niestety od zawsze pił. W domu przez alkohol często wywoływał awantury. Przez takie wybryki Andrzej szybko trafił do poprawczaka. Tam poznał kumpli o podobnych przestępczych zainteresowaniach. Chciał działać wspólnie z nimi.
Zdarzało się, że stamtąd uciekał, ruszał w Polskę, aby szukać nowych wrażeń i przygód. Oczywiście w trakcie podróży potrzebował pieniędzy. Wspólnie ze swoimi kompanami szukał więc możliwości, aby coś ukraść. Gdy był już prawie pełnoletni, włamał się do świetlicy w Szczecinie.
Został zatrzymany i trafił za kratki na 2 lata więzienia. Posadzili go w zakładzie karnym w Iławie. Wyszedł na wolność 1966 roku jako 20-latek. Był w takim wieku, że szybko upomniało się o niego wojsko.
Po jakimś czasie wyszedł na przepustkę. Wspólnie z kolegą pojechali do stolicy. Był kwiecień 1969 roku.
POMOC BRATA
Wtargnęli do mieszkania 82-letniej kobiety. Złamali jej nos, żebra, dotkliwie pobili. Gdy straciła przytomność, zabrali z jej mieszkania, wszystko co uznali za wartościowe. Za napad na Andrzej usłyszał wyrok 6 lat więzienia.
Wyszedł na wolność w 1973 roku i przez kilka najbliższych lat wiódł w miarę normalne życie. Znalazł sobie kobietę, ożenił się z nią, a ona urodziła mu dziecko. Po jakimś czasie związek się rozpadł. Związał się więc z inną kobietą. Zaczął też w tym czasie coraz częściej zaglądać do kieliszka.

Z czasem w jego głowie narodził się pomysł, aby zdobyć szybko kasę w taki sposób jak kiedyś, jak kilka lat wcześniej, gdy napadł z kumplem na staruszkę. Wcześniej spotkał swojego młodszego brata Zdzisława. Zaproponował mu, aby wspólnie dokonali skoku. Brat zgodził się.
Zaplanowali napad na 10 marca 1977 roku. Założyli na siebie robocze kurtki i czapki. Wyglądali jak prawdziwi robotnicy. Do torby spakowali też odzież, którą chcieli założyć po akcji. Do napadu zaangażowali jeszcze jedną osobę. Był to zaledwie 16-letni chłopiec Piotr, brat partnerki Andrzeja.
Wyglądali jak prawdziwi monterzy, których nikt nie będzie się bał wpuścić do środka.
FAŁSZYWI MONTERZY
Zadzwonili do pierwszego lepszego mieszkania. Pani Jadwiga z pełnym zaufaniem wprowadziła do środka fałszywych monterów.
Bracia zaczęli oczywiście od pozorowania sprawdzania grzejników. Gdy byli już pewni, że w domu nie ma nikogo więcej, dali sobie znak, aby przystąpić do działania.
Ustawili się w taki sposób, że kobieta znalazła się w potrzasku. W wąskim korytarzu nie miała szansy na ucieczkę. Z dwóch stron otaczały ją ściany a z przodu i z tyłu stał silny mężczyzna, gotowy ją zabić albo przynajmniej obezwładnić lub unieruchomić.
Andrzej od tyłu prawą rękę zarzucił na szyję kobiety i zacisnął jej krtań. W tym momencie do kobiety doskoczył jego brat. Pani Jadwiga nie miała nawet szansy, aby krzyknąć, aby wezwać pomoc.
W czasie, gdy Zdzisław dokonywał zabójstwa, starszy brat plądrował mieszkanie. Mieli swój łup. Dokonali przy tym strasznej zbrodni.
Zwłoki w mieszkaniu odkrył listonosz. Gdy wszedł do środka, od razu zauważył ciało. Zawiadomił milicję. Późniejsza sekcja zwłok wykazała, że przyczyną zgonu Jadwigi było uduszenie w wyniku silnego nacisku na szyję jakiegoś przedmiotu.

WPADKA ZDZISŁAWA
Milicja nie zdołała ustalić, kto stał za tym brutalnym zabójstwem. Po jakimś czasie śledztwo zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy.
W marcu 1978 roku Zdzisław został zatrzymany za włamanie do mieszkania partnerki Andrzeja. Po aresztowaniu przebadano go wariografem. W każdej grupie pytań testowych znajdowało się też dotyczące zabójstwa Jadwigi.
Zdzisław pytany o tę sprawę reagował w taki sposób, że urządzenie dało znać, że może coś wiedzieć na temat zabójstwa. Milicjanci przycisnęli podejrzanego, a ten przyznał się do udziału w napadzie.
Wkrótce do aresztu trafił także Andrzej oraz inne osoby, które uczestniczyły w całym zajściu albo wiedziały o napadzie. Dwaj bracia ze szczegółami opowiedzieli o okolicznościach całego zajścia, ale do końca upierali się, że nie nigdy planowali zabójstwa. Sąd był jednak innego zdania…






