Śnieżna noc na Islandii | 233. ZAGINIĘCIA

Share on facebook
Share on google
Share on twitter
Share on linkedin
Share on facebook
Share on google
Share on twitter
Share on linkedin

Blisko 50 lat temu w odległej Islandii zaginęło dwóch mężczyzn o tym samym nazwisku. Śledztwo szybko wykazało, że zbrodni dopuściło się sześcioro młodych ludzi. Choć nie znaleziono żadnych śladów, kluczowym dowodem dla policjantów stał się sen jednej z osób podejrzanych. Wszyscy domniemani sprawcy przyznali się do winy, choć twierdzili, że niczego nie pamiętają. Czy naprawdę popełnili zbrodnię, o której całkowicie zapomnieli? A może stali się jedynie ofiarami islandzkiego wymiaru sprawiedliwości, nad którym zawisła ogromna presja tamtejszej opinii publicznej?

 

Islandia zimą

Sobota, 26 stycznia 1974 roku. W liczącym niespełna 10 tysięcy mieszkańców portowym miasteczku Hafnarfjörður – położonym na przedmieściach Reykjaviku – słońce wzeszło dopiero o godzinie wpół do jedenastej, by zajść niespełna sześć i pół godziny później

„Termometr prawie przez cały dzień wskazywał 3 stopnie poniżej zera. Typowa islandzka zima, choć po południu tamtego dnia pogoda nagle się pogorszyła. Znad Atlantyku nadciągnęła burza. Zaczął padać gęsty śnieg, dookoła szalała zamieć. Takie warunki nikogo jednak specjalnie nie dziwiły”

Niezachęcająca do przebywania na zewnątrz pogoda podzieliła ludzi na dwa obozy. Jedni zamknęli się we własnych domach, próbując znaleźć sobie jakieś interesujące zajęcie. Inni – do tej grupy zaliczały się osoby młode – sobotni wieczór postanowili spędzić w klubach. Jednym z takich młodzieńców był Gudmundur Einarsson. Wesoły i niezwykle miły chłopak, bardzo przez wszystkich lubiany. Jego znajomi potrafili wymienić chyba tylko jedną jego wadę – długowłosy 19-latek miał strasznie słabą głowę, jak na Islandczyka. Tak przynajmniej o nim mówiono.

Hafnarfjörður – miasteczko portowe w południowo-zachodniej Islandii, w którym rozegrały się wydarzenia z 233. odcinka Kryminatorium

Gudmundur Einarsson pod wpływem

Był on już w stanie mocno utrudniającym chodzenie, gdy tuż po północy postanowił wrócić do stolicy. Wymknął się po cichu. Tak, że żaden z jego przyjaciół nawet nie zauważył, że wyszedł. W nocy nie kursowały autobusy, więc Gudmundur postanowił pójść do domu na piechotę. Do przejścia miał około 10 kilometrów. W taką śnieżną noc to zdecydowanie za dużo, nawet dla kogoś zupełnie trzeźwego. A powiedzieć, że Gudmundur był pijany – to tak, jakby nic nie powiedzieć.

Wkrótce minął go przejeżdżający samochód. Kierowca zauważył go na drodze. Towarzyszył mu jakiś mężczyzna. Obaj szli mocno chwiejnym krokiem, machając w stronę nadjeżdżającego auta. Próbowali złapać stopa. Bezskutecznie. Godzinę później nadjechał drugi samochód. Tym razem Gudmundur szedł już sam. Nagle przewrócił się tak niefortunnie, że omal nie wylądował pod kołami zbliżającego się pojazdu. Kierowca w ostatniej chwili wyhamował na śliskiej drodze. 

Choć był środek mroźnej nocy, śnieżyca nie słabła, a idący samotnie młody mężczyzna wyraźnie potrzebował pomocy w postaci podwózki – ten kierowca także się nie zatrzymał. Dlaczego pozostawił człowieka leżącego w śniegu na środku jezdni? Czy bał się zabrać przypadkowego autostopowicza? Czy może po prostu spieszył się, aby dotrzeć do domu, zanim śnieg całkowicie zasypie asfaltową drogę? A może podnoszący się z kolan chłopak pokazał mu wyraźnie, że nie potrzebuje podwózki? Tego nie wiadomo. Tak czy inaczej Gudmundur kontynuował pieszą wędrówkę. Nigdy jednak nie dotarł do swojego domu.

„Po rozłączeniu się ubrał kurtkę i wyszedł z domu. Zanim zamknął za sobą drzwi, będący już w piżamie chłopiec zdążył go jeszcze zapytać, czy może pojechać z razem z nim. Najpierw głośne NIE, a później jeszcze głośniejsze trzaśnięcie drzwiami – tyle zapamiętał jego syn. Już nigdy więcej nie zobaczył swojego ojca.”

 

Zawiadomienie

Następnego dnia żona powiadomiła policję. Rozpoczęła się akcja poszukiwawcza. Jednak w przeciwieństwie do zniknięcia Gunmundura – policjanci bardzo szybko zaczęli podejrzewać, że być może nie było to takie zwykłe zaginięcie. Jego samochód znaleziono zaparkowany przy miejscowej kawiarni. Kluczyki wciąż były w stacyjce. Śledztwo wykazało, że to właśnie z tej kawiarni wykonano do niego połączenie, po którym wyszedł z domu.

Sprawę prowadził detektyw Valtyr Sigurdsson. Z długimi włosami i skurzaną kurtką, spod której wystawała biała koszula z postawionym kołnierzem – bardziej przypominał lidera rockowego zespołu niż policjanta. I mniej więcej taką miał opinię wśród swoich kolegów z wydziału. Swoje zadanie potraktował on jednak niezwykle poważnie.

– Jego zaginięcie było tak tajemnicze, że od razu pomyślałem, że możemy mieć do czynienia z morderstwem. Świadkowie zapamiętali, jak do kawiarni wszedł człowiek, którego miejscowi nie znali. Gdzieś zadzwonił. W tym samym czasie telefon w swoim domu odebrał zaginiony. Później wyszedł z domu. Dojechał do tej kawiarni, zostawił samochód i przepadł bez wieści. Takie zniknięcie na pewno nie było w jego stylu.

Śledczy prześwietlili przeszłość Geirfinnura. Nabrali więcej podejrzeń. Okazało się, że od kilku lat zaginiony mężczyzna był zamieszany w rozprowadzanie przemyconego alkoholu. Czy jego tajemniczy rozmówca chciał się z nim spotkać, aby kupić nielegalny trunek? Może zamierzał mu przekazać następny transport? Czy podczas ich spotkania coś poszło nie tak i wtedy doszło do zabójstwa?

Całą historię poznasz w 233. odcinku Kryminatorium.

 

Kryminatorium o innych głośnych zaginięciach ze świata:

204. Nie wróciła na noc do akademika

221. Czy wyśniła własne porwanie

227. Sprawa Andrew Godsena

Słuchaj podcastów na: